Po co mi blog?
No właśnie: po co? Chyba po to, żeby móc wyrzucić z siebie wszystko to, co się we mnie kisi. Przyjaciół raczej nie mam, z mężem nie powinno się rozmawiać o wszystkim (o większości, ale nie o wszystkim), z rodzeństwem nigdy nie miałam aż tak zażyłych relacji. I tu opcje się kończą. A więc dziennik internetowy. Otóż rozmyślałam wczoraj pod prysznicem (a gdzieżby indziej) o tym właśnie, dlaczego nie mam przyjaciół z którymi mogłabym porozmawiać dosłownie na każdy temat. I doszłam do wniosku, że to przez moją "staromodność". Nie to, że jestem stara, wręcz przeciwnie. Chodzi raczej o styl życia, który obecnie jest, zdaje się, na wyginięciu. Otóż żadna z moich koleżanek nie jest w stałym związku (tzn. niektóre mają partnera u boku, ale żadna nie ma pierścionka na palcu). Większość nie ma dzieci. I wszystkie wyznają dziwną filozofię: podążaj za głosem serca, rób to, co cię uszczęśliwia, liczy się tylko miłość. Problem w tym, że takie sentencje wyglądają dobrze na ładnych obrazkach n a facebook'u. Problem w tym, że w prawdziwym życiu to nie działa. Jeżeli ktoś myśli, że podążanie za głosem serca, to dobry pomysł, to mam złe wieści - otóż nie jest dobrym pomysłem wyłączenie mózgu. Nigdy nie wyłączajcie mózgu. Powiem więcej: należy podążać za głosem rozsądku, nie serca. Otóż tak! Brzmi dziwnie? To dlatego, że kierują Wami emocje, a emocje są złe i będę o tym pisać w następnych wpisach.
Dodaj komentarz